Tokio. Knajpa Sukibayashi Jiro w podziemiach metra. Serwują tylko sushi. Płatność wyłącznie gotówką. Długi stół i kilkanaście barowych krzeseł.
Łazienka na zewnątrz. Japoński standard ulicznego sushi baru? Błąd. Mowa o wyjątkowej
restauracji sushi uhonorowanej najwyższym wyróżnieniem kulinarnym–trzema
gwiazdkami Michelina. Jeśli wejdziesz z ulicy i złożysz rezerwacje, przy
odrobinie szczęścia za kilka miesięcy zjesz najdroższy posiłek w życiu naprzeciwko
Jiro Ono – człowieka legendy. Sukibayashi Jiro to jego
królestwo niezmiennie od kilkudziesięciu lat. Dokumentalny film „Jiro śni o
sushi” opowiada historię tego 85-latka. Niespiesznie, banalnie, bez
dramatycznych zwrotów akcji. Zwykła opowieść o codziennych zmaganiach niezwykłego
starca, zmaganiach, które zaprowadziły go na wyżyny kulinarnego kunsztu.
Przydługie ujęcia z pozoru proste i o niczym, w rzeczywistości tak szczelnie
wypełnione sensem, jak sam główny bohater. Ten film to niezwykłe spotkanie z
kuchnią i kulturą wzbudzającą jedynie wielki szacunek i podziw. No i może
jeszcze spory apetyt na sushi.
Niestety nie mogę obiecać, że w
najbliższym czasie odwiedzę Jiro i to szczegółowo opiszę. It’s a hard knock
life jak mawiają za wielką wodą, a ja czasem muszę zacisnąć pasa niczym Michał
Figurski. Jedno jest pewne, w związku z tym, że za swoje jedzenie muszę sama
zapłacić, możecie liczyć na jedynie szczere recenzje. A jeśli kiedyś zobaczycie
tu notkę z Sukibayashi Jiro, to wiedźcie że wreszcie coś mi skapnęło
z wielkiej kumulacji. A u nas? Groupon goni Groupon i człowiek się tylko
zastanawia ile procent sushi w sushi. Czasem trafi się jednak miejsce, gdzie
Japonia jakby trochę bliżej.
O Inabie napisano wiele na
przestrzeni ostatnich, dajmy na to 15 lat. To jedna z pierwszych restauracji
japońskich w Warszawie, powstała jeszcze w latach 90. Pisał o niej Piotr
Bikont, wspomniał Daniel Passent, wybraliśmy się i my. Jak wyglądała, co
serwowano tam 10 lat temu – tego nie wiem. Postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda
dziś i jak wypada na tle sporej już warszawskiej konkurencji. Spotkałam się z
negatywnymi komentarzami na temat wystroju, że ascetyczny, że nic szczególnego.
Dla mnie przyjemnie minimalistyczny. Menu mocno rozbudowane, dobre japońskie
piwo. No i sushi, na którym przede wszystkim skupiliśmy uwagę.
Zamówiliśmy kilka różnych rolek i wszystkie były przyzwoite, ale cóż efektu
Jiro brak. Ceny dość wysokie. Na pewno wartościowe jest to, że Inaba to coś
więcej niż zakład sushi. Można tam też zapisać się na warsztaty i czegoś więcej
dowiedzieć o kulturze Japonii. Dla sushi-szajbusów na pewno adres godny
polecenia, bo tam znajdziecie pierwsze ślady Tokio w Warszawie. Warto wiedzieć,
gdzie się to wszystko zaczęło.
Inaba
Ul. Nowogrodzka 84/86
PS. O komiksie Anthony’ego Bourdaina Get
Jiro napiszę więcej, jak tylko trafi w moje ręce.