Podobno
Francuzi nie lubią cynamonu. W przeciwieństwie do amerykańskiej, francuska
kuchnia z rzadka i oszczędnie korzysta z dobrodziejstw tej przyprawy,
która rzekomo dominuje inne smaki. Z tym, jak również z wieloma innymi mitami
na temat zwyczajów kuchennych nad Sekwaną rozprawia się David Lebovitz na
kartach swojej ostatniej książki „Słodkie życie w Paryżu.” A że do tej pory moje
związki z Francją ograniczały się głównie do French Fries, z wielką ciekawością
usiadłam do historii amerykańskiego cukiernika, który po osobistych
zawirowaniach przenosi się z San Francisco do Paryża. Po drodze ginie jego
paczka z książkami kulinarnymi, które zbierał całe życie. (Tego nawet ja nie
mogę do dziś przeboleć, co za strata!). Innymi słowy w życiu zawodowym i
osobistym zaczyna wszystko od nowa. Powoli odkrywa smaki paryskiej egzystencji,
nawiązuje znajomości z tubylcami, poznaje obyczaje, i tłumaczy czytelnikowi
nienapisany nigdy alfabet rasowego paryżanina. Jego historie nie ograniczają
się do wizyt w najdroższych knajpach i recenzji beaujolais nouveau. Jako
pracownik rybnego stoiska czy sprzedawca w sklepie z czekoladkami zabiera w
niezwykle ciekawą podróż opisując francuskie dziwactwa uzupełnione o wartościowe adresy. Od pierwszych stron pokochałam jego styl
bycia i poczucie humoru, którego tak brakuje mi w innych kulinarnych publikacjach.
Jeśli interesuje was tematyka
szwędaniny obcokrajowca po stolicy Francji, z pewnością traficie na
opublikowaną całkiem niedawno pozycję
„Paryż na widelcu” autorstwa Stephena Clarke’a. Trzeba zaznaczyć, że ten
subiektywny przewodnik po Paryżu nie ma zbyt wiele wspólnego z gotowaniem, nie
dajcie się zwieść tytułowi. Ja troszkę dałam się wyprowadzić w pole i stąd pewnie
moje małe rozczarowanie. Jedzenie to zaledwie jeden rozdział książki. Paryż
Clarke’a, brytyjskiego dziennikarza, który ostatnie lata pisze i publikuje
książki o Francji, to kombinacja
najróżniejszych tematów – woda i kanalizacja, miłość i seks, moda i ulice. Jak
dla mnie trochę za dużo grzybów w barszczu, przez co tekst całościowo traci na
wiarygodności. Jest o wszystkim, a właściwie tak naprawdę o niczym. Na
pewno jednak Clarke podchodzi do każdego tematu ze swadą i czyta się to z dużą
przyjemnością. Ciekawski czytelnik znajdzie tam masę nie pozbawionych pikanterii historii, których na próżno szukać w klasycznym przewodniku. Dlaczego paryscy
mężczyźni mają zwyczaj sikać na ulicy? Gdzie najlepiej powiedzieć drugiej połowie
„Je t’aime” i jak poprawnie złożyć zamówienie w restauracji nie popadając w
niełaskę aroganckiego kelnera?
W wyścigu o laur najlepszej
lektury na listopad wygrywa jednak zdecydowanie Lebovitz. Jeśli podobnie jak
mnie, dręczy was uczucie dojmującego, listopadowego chłodu, usiądźcie przy kawie
do jego książki, a następnie wykorzystajcie jeden z jego przepisów.
Przynajmniej 5 z nich zasługuje na
natychmiastowe wypróbowanie. I nie martwcie się o kalorie. Zdaniem WHO,
Francuzi zajmują 3 miejsce pod względem średniej długości życia. A to
oznacza, że słodka francuska dieta działa cuda!
PS. Po skończeniu „Słodkiego
życia w Paryżu” zajrzałam oczywiście na stronę autora, żeby dowiedzieć się o
nim czegoś więcej. Po raz pierwszy też zobaczyłam jego zdjęcie i hmm, teraz wiem już, że facetowi o takim uśmiechu (zdecydowanie daleko mu do Georga
Clooneya) można zaufać!
Słodkie życie w Paryżu
Smaki
francuskiej kuchni i smaczki paryskiego życia
David
Lebovitz
Wydawnictwo
Pascal
Paryż na widelcu
Sekretne
życie miasta
Stephen
Clarke
Wydawnictwo
W.A.B
Przepraszam, gdzie tu jest przycisk "lubię to"? ;)
OdpowiedzUsuń:-)))
UsuńHaha, a ja przeczytałam "alfabet razowego paryżanina" zamiast "rasowego" i zastanawiałam się, czy Francuzi naprawdę zamienili bagietki na pumpernikiel? ;)
OdpowiedzUsuńSuper, zachęciłaś mnie recenzją do książki pana Davida:)
David o tej zmianie nic nie wspomina, ale kto wie... :) Zdecydowanie polecam, zwłaszcza Americanice!
Usuń