Jadąc do Mamma Marietta na
kolację czułam się jak przed wizytą w wesołym miasteczku. Tyle dobrych
rekomendacji i wcale nie Mały Głód na tylnym siedzeniu. Niewielki lokal
prowadzony przez Sycylijczyka Andrea
Scarantino zaliczany jest w końcu do najlepszych włoskich restauracji
w Warszawie. Menu studiowaliśmy już w domu. A w karcie sprytne antipasti, zupy
kremy, mięso i ryby. Do tego pizza na 21 sposobów.
Owoce morza, na które
ostrzyliśmy zęby, niestety jak się okazało wyszły, więc ostatecznie stanęło na
pastach. Gnocchi z krewetkami, cukinią i świeżymi
pomidorami to na pewno strzał w dziesiątkę. Kluseczki były idealnie
miękkie i dobrze komponowały się z nie za gęstym sosem. Penne z boczkiem,
świeżymi pomidorami, cebulą, papryką chili oraz czarnymi oliwkami było pyszne,
choć znacznie bardziej pikantne. Tylko makaron torebkowy… Całość zwieńczyliśmy
sufletem z kulką lodów waniliowych. Cytując klasyków: „Ale to było dobre.”
Gdy wyczyścicie talerze, uważajcie by nie wykrzyknąć „Mamma Mia” przy
rachunku. Jedzenie ogólnie grzechu warte, ale nie jest to raczej cucina povera (Makarony 30-40 zł, secondi
od 40 zł w górę, desery 20 zł). Dlatego warto zamówić te dania, których sami raczej
nie zrobicie w domu. Stolik najlepiej zarezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem, bywa tłoczno.
ul. Wołoska 74a