poniedziałek, 10 września 2012

Co przegryźć w Gryźlinach?

Zbrzydło ci zielone curry, kręcisz nosem na tajską zupę z trawą cytrynową. Nawet promocyjna oferta pobliskiego chińczyka nie cieszy cię jak kiedyś… Zamiast lanczu wybierasz obiad, wypad na sushi zamieniasz na oldskulowe wyjście na piwo. Już sam nie wiesz, co się z tobą dzieje. Odczuwasz coś na kształt nostalgii za babciną kuchnią. Wspominasz pomidorową z ryżem swojej mamy, nieśmiało fantazjujesz o flaczkach cioci Jadzi, w sieci zaczynasz poszukiwać przepisu na ruskie. Słowem – odkrywasz w sobie głęboko wyparte smaki Polaka – cebulaka. Jeśli przynajmniej trzy elementy tej charakterystyki są ci bliskie – niezwłocznie ruszaj w kierunku Gryźlin. (To taka wieś gdzieś pomiędzy Olsztynem a miejscowością o wdzięcznej nazwie Ameryka).


Ale od początku. Ten wpis jest dla wszystkich, którzy podobnie jak ja uwielbiają wrzesień na Mazurach. Jest tam jedno miejsce, o którym muszę koniecznie napisać. Jeszcze zaledwie tydzień temu siedzieliśmy w Gryźlinach, w słonecznej, drewnianej altance zastanawiając się, czy zamawiamy „to, co zawsze”. Dziś pozostały nam zdjęcia i mgliste plany kolejnego jesiennego wypadu nad jeziora. Zajazd Gryźliński to już taka mała tradycja - tradycja, która wymaga poświęceń! Bo aż wstyd się przyznać, ale czasem nadkładamy drogi, żeby wpaść tam na obiad. Ten zwyczaj może przestanie was dziwić, jeśli przynajmniej raz zjecie słynny, gryźliński placek po zbójnicku. Choć serwują dwie wersje rozmiarowe, początkującym polecam mazurską opcję „mały”, która w wolnym tłumaczeniu skąpych, stołecznych restauratorów, oznaczałaby pewnie: „z takimi porcjami puszczą nas z torbami”. Można też wziąć połówkę dużego – efekt końcowy najedzenia graniczącego z bólem brzucha jest jednak podobny. :-)


Gryźliny to mekka wszystkich fanów polskich, prostych smaków. Na wejściu wita gości tabliczka: Dziedzictwo kulinarne Warmii, Mazur, Powiśla. I muszę powiedzieć, że takie dziedzictwo, to ja rozumiem. Oprócz placka gryźlińskiego, można zamówić zupy, między innymi sezonową szczawiową z jajkiem (zdjęcie), kurkową lub klasyczną pomidorówę. Jest też regionalny lin w śmietanie i inne ryby. Pierogi są niczego sobie a schabowe wielkie jak dłoń Boryny. Jest dużo, tłusto i tanio, czyli tak po staropolsku. Niech nie zdziwi was całe mnóstwo samochodów na parkingu, zwłaszcza w weekendy. Zajazd Gryźliński ma już swoją renomę i uznanie okolicznej gawiedzi. Na niedzielne obiady ściągają tam tłumy. Kogo podróże po Polsce zaprowadzą do Gryźlin, niech wspomni nad ziemniaczanym plackiem autorkę tego posta. :-)


Zajazd Gryźliński
Gryźliny 16, Stawiguda

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...