Ostatnio, kiedy tak dużo mówi się
o francuskim kinie w natarciu, jak nigdy cieszy mnie ta dobra passa – łaskawość
krytyków i uwielbienie widzów. To
naprawdę nie zdarza się zbyt często. Nie żebym była jakimś szczególnym
frankofilem. Nic z tych rzeczy. Po prostu lubię, gdy czasem sukces w branży
zbudowany jest na dobrych emocjach i optymistycznych przesłaniach. I nie mam tu
na myśli filmów Dumonta, Ozona, czy Noe. Popularność tego francuskiego nurtu, który ma przede wszystkim szokować
łamiąc tabu, to zupełnie inne bajka, ciągle jeszcze marginalna. Obcy jest mi
ten ekstremalny klimat sięgający po chorą kontrowersję i wynaturzoną estetykę.
Dziś będzie o kinie
ku pokrzepieniu serc. Takie były dla mnie najważniejsze francuskie filmy ostatniego
sezonu: „Ludzie Boga”, „Aktor”, „Nietykalni”. Filmy, które odwołując się do
prostych wartości, jak przyjaźń, miłość, wiara, trafiły w gusta milionów widzów
na całym świecie. Można zarzucać im banał, korzystanie z prostego przepisu na
sukces, ale czy nie mamy czasem ochoty na chwilę taniego wzruszenia? Do tego filmowego
garnka wrzucam „Facetów od kuchni”. Pewnie sporo na wyrost, bo nie jest to obraz o mocnym przesłaniu wyciskającym łzy, takim
które zostanie z wami na długo. Nie można mu za to odmówić pozytywnej fabuły,
no i jest francuski. J
W końcu nic tak nie działa na poprawę humoru, jak dobre jedzenie. Jeśli się z
tym zgadzacie, ten film jest dla was!
Co może
wyniknąć ze spotkania zblazowanego szefa kuchni z bezrobotnym kulinarnym
geniuszem? Kiedy faceci ruszają do garów, a w grę wchodzi gwiazdka Michelina, zaczyna robić się gorąco. I naprawdę nietrudno
o uśmiech, gdy panowie mierzą się zwłaszcza z kuchnią molekularną przyuczając
do pracy stołówkową ekipę od kotleta. Komedia działa podobno na kubki smakowe i
ja to potwierdzam. Jest lekkostrawnie a
momentami nawet romantycznie. Wskazówkę dotyczącą owoców w cieście na pewno
wypróbuję.
Jeśli liczycie
na żarty a la Louis de Funes, możecie się odrobinę przeliczyć, ale w gruncie
rzeczy Jean Reno i Michael Youn dają radę, nie ma mowy o faux pas. Z komedią „Faceci
od kuchni” jest za to szansa na udane randez-vous, a przynajmniej zgagi nie
będzie.
To pewnie świetny film na małe vis-a-vis z drugą połówką. Niech tylko będzie odrobinę oryginalny, żebym nie miał poczucia de-volaille. Olewła Madame Justine, idę na kolację. Będę-żar-żur
OdpowiedzUsuńNa małe vis-a-vie z mon cheri w sympatycznym foye, tak zupełnie a propos... :-)))(Zużyłeś mi prawie prawie wszystkie francuskie słowa Monsieur GDZ, gdzie twój savoir-vivre?)
Usuńnaprawde Ci zabrakło? niezręczna sytuacja, popełniłem passe. ale wiedz, że zawsze będziesz dla mnie eau de toilette
OdpowiedzUsuń:-)))
Usuń